niedziela, 9 lutego 2014

3.Impreza

Od rana chodziłam zdenerwowana, nie mogłam znaleźć bransoletki, która dostałam od Marcina, nigdy jej nie zdejmowałam.
-Dzień dobry-Robert wchodzi do kuchni cały w skowronkach-o rany ptaszek z ciebie. Nawet Juleńka zrobiła śniadanko
-Nie lubię jak się mnie nazywa Juleńka!-krzyknęłam nie potrzebnie
-Ok. Ale co się stało, że jesteś tak zdenerwowana?
-Nie mogę znaleźć swojej bransoletki wiesz, o której mówię. Widziałeś ją gdzieś?-pytam się znadzieją
-Wiem, o której mówisz, ale nie jej nie widziałem. Może przypomnij sobie, gdzie ją ostatnio widziałaś.
-Miałam ją na aerobicu, a później jak wróciliśmy nie patrzyłam się na rękę, bo byłam czymś zamyślona
-Chyba kimś-niemożliwe, żeby wiedział że…-Słyszeliśmy z Mario jak nawrzeszczałaś na Marco i moim zdaniem trochę za ostro.
-Ale sam powiedziałeś ze ma laski na jedną noc, bo tylko o to mu chodzi. A teraz mówisz mi, że nie powinnam.
-Julia-usiadł koło mnie- Ja miałem namyśli żebyś nie pchała się do łóżka z, nim
-No świetnie! Masz mnie za dziwkę, która chce zaliczyć piłkarza.
-Źle mnie zrozumiałaś-po prostu daj mu szanse, jak będzie natarczywy to kopnij go tam, gdzie go zaboli najbardziej, a później ja się, nim zajmę. Która godzina?
-12
-O matko już !! O 14 mamy mecz. Jak chcesz przyjść to bilet jest na blacie w kuchni-krzyczy do mnie biegając po całym domu
-Chyba nie przyjdę-chcę się wywinąć
-A co lepszego będziesz miała do roboty-pyta mnie, a ja nawet mu nie zdążam odpowiedzieć – Wiesz lepiej będę grał jak ktoś będzie mi bliski kibicował, Marco też będzie lepiej grał
-Dobra przyjdę, ale ze względu na ciebie
-No, a po meczu wracamy szybko do domu, przebieramy się i idziemy na imprezę i nawet nie słyszę odmowy

siedzę na trybunach, Robert załatwił miejsce w loży VIP, ale ja poprosiłam miejsce niedaleko klubu kibica. Uwielbiam ludzi, którzy są sercem i całym sobą z kochaną drużyną, jak się cieszą z wygranych, jak są smutni z przegranych. Mecz był zacięty, ale nie mogło być, inaczej Borussia wygrała 3:0. Robert strzelił dwie, a w ostatniej minucie zwycięstwo przypieczętował Marco.

Z Robertem wróciłam do domu żeby się odświeżyć i przebrać się .
-ŁAŁ !! Julek przy tobie to nawet geje zmienią orientacje.
- Idziemy czy będziemy tak stali ?
- Idziemy. Wsiedliśmy do samochodu Robcia i ruszyliśmy w nieznanym dla mnie kierunku.
-A gdzie my jedziemy?-
-Do domu …piłkarzaaa-zaciął się
-A do jakiego piłkarza-zaczęłam go naśladować
-Nooo do..do piłkarza borussi:D ty mój głuptasku.-oderwał się od drogi i zrobił mi puci puci
-Robert po pierwsze patrz na drogę nie chce zginąć młodo, a po drugie coś kręcisz Lewandowski!..-nie dokończyłam bo zatrzymaliśmy się pod jakim domem
-Jesteśmy na miejscu. Wysiadamy. Robert zadzwonił dzwonkiem.
-Robert do kogo my przyjechaliśmy- nie zdążył mi odpowiedzieć bo drzwi nam otworzył Reus. Mogłam się domyślić. Weszliśmy do salonu, wszyscy już byli, podeszłam do dziewczyn rozmawiałam z nimi, poza tym bardzo pozytywne babki.
-Julek zaśpiewaj nam-krzyknął Kuba
-Nie, nie chcecie słuchać mojego śpiewu
-Chcemy weź zaśpiewaj-prosiła dziewczyna Hummelsa

 -,,I wish that without me your heart would break,
I wish that without me you'd be spending the rest of your nights awake..'' Jak skończyłam wszyscy bili mi brawo. Kątem oka zobaczyłam uśmiechającego się Marco.
-Mam nadzieję, że te słowa kierowałaś do mnie-stwierdził, zmuszając mnie do zawstydzenia się. Siadłam obok niego, mrużąc oczy.
-Po co tobie kolejna wielbicielka? Przecież ty podobne wyznania słyszysz od wielu yy..dziewczyn i kobiet i to codziennie. Kolejna taka fanka nie będzie ci do szczęścia potrzebna, nie?-odpowiedziałam grzecznie, kładąc dłoń na jego kolanie. Widocznie mu się to spodobało, bo kontynuował swoją 'grę'.
-Wiesz, ty byś była wyjątkową fanką, co ty na to?-puścił mi oczko. Oh, znam te piłkarskie gierki, nawet za dobrze...
-Pomyślmy...NIE-z uśmiechem wstałam i wyszłam z pokoju. Za sobą usłyszałam śmiech chłopaków. Lekko odwróciłam głowę, by spojrzeć na Kurka. Dokładnie o to mi chodziło-siedział czerwony jak burak, nie za bardzo wiedząc, co ma ze sobą zrobić. No cóż, life is brutal. Poszłam do kuchni po wodę, nalewając do szklanki poczułam że ktoś stoi przy drzwiach i się na mnie patrzy, odwróciłam się i zobaczyłam zezłoszczonego Marco.
- Dlaczego mi to robisz? – zapytał bez ogródek.
–Co?-pytając się oparłam się o blat. Marco podszedł bliżej stojąc naprzeciwko mnie w jego oczach widziałam złość.W tym momencie zaczęłam poważnie bać się o swoje życie.  Musiałam użyć mojego całego pokładu uroku osobistego. Wsunęłam palce w jego krótkie włosy i posłałam delikatny uśmiech.Spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział:
- To że wyzywasz mnie od najgorszych, wierzysz w to co piszą gazety, zamiast zobaczyć jaki naprawdę jestem, później flirtujesz zemną a na koniec ośmieszasz mnie przy znajomych-powiedział to przez zaciśnięte , opierając dłonie o blat po obu moich stronach. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam co powiedzieć –AA to chyba należy do ciebie–wyciągnął dłoń z moją bransoletką , poczułam coś dziwnego. Zaczęłam się peszyć, ręce mi się pociły, a w brzuchu... Wystarczy po prostu powiedzieć, że to wszystko było dziwne..
-Dziękuję że znalazłeś ją i chciałam cię przeprosić za to co mówiłam-nastała głupia cisza. Spuściłam wzrok, a po chwili poczułam jak Marco łapie mój podbródek i ciągnie lekko do góry. Spojrzałam mu w oczy lekko przerażona, a ten przybliżył swoją twarz do mojej. pochylił się i delikatnie musnął moje usta.
-Marco zabrakłoo..-jak usłyszałyśmy Romana od razu od siebie odskoczyliśmy-..chyba wam w czymś przeszkodziłem to ja.. ja pójdę
-Roman czego zabrakło?-spytałam się
-Sałatki
-Zaraz zrobię-powiedziałam Roman wyszedł z kuchni, a ja zaczęłam robić sałatkę-masz pomidory
-Tak-podał mi je, czułam jego wzrok.- Robert mówił że masz dużo rodzeństwa
-Szescioro-jak przypomniałam sobie o łobuzach od razu się uśmiechnęłam- Sześcioro, Jedną siostrę, 5 braci
-Ja mam dwie siostry, najmłodszy
-Mamisynek?-śmieję się, jak to ja musiałam się skaleczyć-ałł-zaczęła mi lecieć krew
-Widzisz nieładnie się śmiać. Pokarz mi łamago-wziął moją rękę, wystawił skaleczony palec i zaczął ssać.Patrzyliśmy się w swoje oczy, nie mogłam wytrzymać pociągnęłam go za kawałek czarnej koszuli i go pocałowałam go w usta.Były takie kuszące. Miękkie.Pełne. Różowe. Nie dało się nie zwracać na nie uwagi. Nasz pocałunek stawał się coraz namiętny, jego język wśliznął się do środka moich ust, przejeżdżając po podniebieniu i wargach, sprawiając, że zapragnąłem go jeszcze bardziej. . Jego język wśliznął się do środka moich ust, przejeżdżając po podniebieniu i zębach, sprawiając, że zapragnąłem go jeszcze bardziej. Oparł mnie o blat, przygniatając mnie swoim ciężarem. Przez cienki materiał sukienki poczułam jak jego męskość twardnieje .Musiałam to przerwać , nie chciałam ale musiałam wiadomo jakby to się skończyło.
-Marco-powiedziałam a  on jakby tego nie usłyszał, pocałunkami zjechał  do mojej szyi, robiąc mi malinkę-Marco nie- odepchnęłam go –Ktoś może nas zobaczyć
-Masz racje-nadal mnie obejmował, czułam jego napięte mięśnie, nie chciałam przerywać tej chwili, ale jak zawsze usłyszałam Roberta że już jedziemy
-Muszę iść-wyswobodziłam się z jego objęć, już miałam wychodzić, ale złapał mnie Marco za nadgarstek i przybliżył  do siebie
-Nie zapomnę tego, mam taką nadzieję że się spotkamy-mówi mi na ucho.którego lekko przygryza
-Jutro po waszym treningu, w parku-odpowiadam mu i kierują się do samochodu Roberta.









Przepraszam że tak późno. Komentować :D